środa, 7 grudnia 2011

Teen-aging


Clueless, 1995

Często ja i osoby w moim wieku słyszą, że ubierają się jak dorośli. Ja nieraz zostałam obdarzona „przemiłym” komplementem, że wyglądam jak pensjonarka. I bądź tu sobą… Ale dzisiaj nie o oryginalności i odkrywnaiu prawdziwego „ja” chciałabym napisać.

Postarzanie się ubraniem, wyglądanie na kilka lat więcej niż się faktycznie ma  - to standard w moim otoczeniu. Nie mówię tu o skrajnościach (gruba warstwa makijażu, duże dekolty). Nie chodzi mi o te stereotypy, że nastolatki to „stare malutkie”. Moi rodzice mają zupełnie inne pojęcie ode mnie o tym, jak 17latka powinna wyglądać. „Szkoła to nie wybieg…”
Dla nich ideal na codzień to kolorowe trampki, dżinsy/bojówki i bluza. W końcu ma być mi wygodnie, tak? Co ciekawe, ja wcale niekoniecznie chcę wyglądać wygodnie i zwyczajnie. I inni także. Pomijając fakt, że szkoła to ewidentne miejsce lansu u pokazania się, prawie wszyscy nastolatkowie nie ubierają się tak, jak  jest proponowane w młodzieżowych gazetach. I może piszę tu tylko o pewnym zamkniętym kręgu nastolatków z dość zamożnych rodzin z Warszawy, ale ten krąg znam najlepiej…

Nastolatki nie czerpią inspiracji ze sklepów z młodzieżową odzieżą. Nie dla nich kolorowe bluzy i plastikowa biżuteria. Tak zwana „moda młodzieżowa” jest skierowana tylko do wąskiej grupy skejtowców i ludzi lubiących się ubierać w sto kolorów jednocześnie. Dzisiaj nastolatki omijają młodzieżowy dział w sieciówkach. Ubierają się stonowanie i dokładnie dobierają ubrania. Ciekawych rozwiązań szukają w magazynach modowych, które są skierowane do dorosłych. Oglądają zagraniczne seriale i filmy o swoich rówieśnikach, których ubierają ci sami styliści, co dorosłych aktorów. Kopiują i naśladują na swój sposób styl starszych. Plus żeby wyglądać oryginalnie i jakoś odróżniać się od reszty szarej masy. W tym pomaga vintage. Wiadomo, że najlepsze ubrania,  takie, za które dostaniemy najwięcej komplementów w szkole, to te znajdowane w lumpeksach. Stąd pewnie uwagi rodziców, że wygląda się jak „obciachowa babcia”. Rzeczywiście, ten sam dziwny sweter z moheru w bliżej nieokreślone wzory można zauważyć zarówno na 16latku jak i 60letnim dziadku spod Hal Banacha (nawiasem mówiąc tam można znaleźć super ubrania i to w dodatku za grosze, bo ludzie sprzedający naprawdę nie rozumieją, co TY możesz widzieć w stuletniej, spranej, seledynowej bluzie).

 Nie krytykuję, ani też specjalnie nie chcę wychwalać, jacy to my, nastolatkowie jestesmy  cudowni i oryginalni ( może oprócz niektórych). Ciekawe, jak definicja „młodzieżowego stylu” może się zmienić i zdewaluować w tak krótkim czasie. Posłuchajcie choćby opinii swoich rodziców…



Skins, 2009




Z.