niedziela, 10 kwietnia 2011

Ahoj!


Muszę się Wam przyznać, że moja podatność na uleganie trendom jest wysoka, gdy mam do czynienia z korzeniami, czy też pochodzeniem danej mody. Nie jestem pewna, czy zabrzmiało to sensownie i logicznie, postaram się wam przybliżyć pewną modę, którą doskonale znacie, a ja dopiero od niedawna zaczęłam sobie przyswajać.
Od jakiś dwóch lat bluzki w paski nie schodzą z półek. W różnych odsłonach, inaczej na każdy sezon. A to z naramiennikami, czasem połączone z innym wzorem, bądź z naszytym suwakiem. Jednak zawsze pozostaje niezmienna baza – marynarski trend. Nie chcę was zanudzać pisząc, co z czym i jak się powinno nosić tego sezonu, bo teoretycznie ów trend jest już passe. Z drugiej jednak strony trudno byłoby mówić o czymś tak klasycznym, jak marynarski t-shirt, że w ogóle jest niemodny.
Niedawno wróciłam z fantastycznego rejsu żaglowcem Pogoria. Już sam pomysł tego wyjazdu wydawał mi się tak oryginalną i wspaniałą przygodą, że po prostu nie mogłam nie spróbować. Moja wiedza na temat pływania ograniczała się do znajomości właśnie marynarskiego dress code’u, którego się tam nie spodziewałam. Rzeczywiście przy ciągnięciu (wybieraniu) lin i wspinaniu się na maszty lepiej sprawdziły się dresy, niż beżowe spodnie chino. Na szczęście, w czasie naszego tygodniowego resju był także czas na schodzenie na ląd, i to nie byle jaki! Odwiedziliśmy port w Monte Carlo, włoskiej Genui, byliśmy też w miescie Bonifacio na Korsyce. Zawsze wzbudzaliśmy niemałe zainteresowanie. Szczególnie wśród motorowych jachtów w Monako wyróżnialiśmy się.
Zmęczeni i niewyspani (gdyż wiele rzeczy na statku robi się także nocą) zeszliśmy na ląd. I właśnie wtedy zatęskniłam za spodniami chino, charakterystycznymi mokasynami i biało-granatowym podkoszulkiem w marynarskie pasy. Byłam tak dumna, że jestem niemalże prawdziwym marynarzem, a wszyscy ci bogaci właściciele swoich jachtów, którzy nie mają pojęcia jak stawiać zagle mogą się dosłownie schować do swoich kajut z plazmowymi telewizorami. Strój w tym przypadku jest rodzajem przynależności do pewnej grupy, ma zupełnie inny wymiar lansu i snobizmu. Nie chodzi o “odstawienie się”, ale delikatne zakomunikowanie otaczającemu światu, kto tu tak naprawdę jest tym żeglarzem!

Wracając do Warszawy myślałam o tym poście, jednak teraz po napisaniu go wydaje mi się strasznie głupi i nie wiem, czy rozumiecie, co mam na myśli…
Marynarskie ubrania, wyjęte z ich naturalnego “kontekstu”, miejsca powstania nie są dla mnie tak interesujące i pożądane, jak były wtedy, tam na żaglowcu.





Wariacja na temat słynnych "boat shoes", Louis Vuitton.

Audrey Hepburn w filmie "Sabrina".  Więcej zdjęć tutaj.

Z.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz