"A Single Man" z pewnością skłania do refleksji i choćby chwilowego zastanowienia i kontemplacji.
Stop and think - jeżeli to było założeniem Forda, to bardzo dobrze mu to wyszło, gdyż do obecnej chwili nie mogę przestać o filmie rozmyślać.
Single Man to film bardzo wyciszony, spokojny. Co ważne, bynajmniej nie jest on pozbawiony napięcia, które towarzyszy widzowi od pierwszych minut.
Każda, nawet mająca być wesołą sceną, wydaje się być bardzo smutną, a może nawet tragiczną sytuacją. Podczas oglądania myślałam, że na końcu będę czuć niedosyt, chociaż teraz już wiem, że żadna minuta, ba!, sekunda nie była zbędna.
Nie wszystko to, co powinno być pokazane jest. Żaden bohater nie jest przedstawiony w sposób jednoznaczny, bowiem z perspektywy czasu, każdy wydaje mi się być tytułowym samotnym (nie koniecznie mężczyzną).
A Single Man to film z pewnością nietuzinkowy, oryginalny, przedstawia kompletnie odmienny sposób przedstawiania i kręcenia. Ford każe niemalże delektować się każdą, pojedynczą sceną, jakby to ona miała być tą ostatnią. I dobrze, bo chyba to jest przesłaniem (brzmi górnolotnie) - Carpe Diem. A jakby ktoś był dociekliwy i chciałby doszukiwać się drugiego dna, to spokojnie mógłby zacytować ks. Jana Twardowskiego: "Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą"
Tym pretensjonalnym akcentem kończę dzisiejszego posta, a film jak najbardziej Must Watch.
Z.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz