Pokaz Marca Jacobsa jest zawsze jednym z najbardziej wyczekiwanych w Nowym Jorku. Jocobs co sezon pokazuje coś nowego. Czy nam się to podoba, czy nie, prawie zawsze jest to zapowiedzią tego co będzie modne. Jego wpływ na trendy jest porównywalny z tym, który posiada Miuccia Prada. Na wiosnę projektant odchodzi od odnoszenia się w swoich kolekcjach do jednej epoki (tak, jak to robił przez ostatnie parę sezonów). Zamiast tego połączył ze sobą wpływy lat dwudziestych, trzydziestych, dziewiędziesiątych z elementami charakterystycznymi dla Amerykańskiego Południa, czy niedawno zmarłej Amy Winehouse. Połączenie wszystkich wymienionych inspiracji raczej nie brzmi jak gwarancja sukcesu, jednak Jacobs stworzył kolekcję bardziej oryginalną niż te, które pokazywał ostatnio.
Zdecydowanie dominuje blask, prawie wszystko błyszczy - od silikonowych, czy satynowych sukienek, po spódnice ozdabiane frędzlami z pociętej kliszy. Jest to ewidentne odniesienie do ery kabaretów, natomiast z lat dwudziestych projektant zaczerpnął obiżony stan. Stylizaja była ukłonem ku przedwcześnie zmarłej Amy Winehouse, której muzyka, przyznał projektant, głęboko na niego wpłynęła. Dziki Zachód pojawił się w akcesoriach, ale jak na Jacobsa przystało, w niezwykły sposób. Kowbojki wykonane były z przezroczystego plastiku i czarnej skóry
Jednak to nie blask najbardziej mnie tutaj zachwycił. Największe wrażenie zrobiło na mnie to, że projektantowi udało się w jednej kolekcji zawrzeć zarówno cały ten blichtr jak i proste, niemal minimalistyczne sukienki, płaszcze czy żakiety, przy tym zachowując spójność. Mam nadzieje, że zgodnie z tradycją w przyszłym sezonie, projektaci zainspirują się Marciem Jacobsem i zobaczymy więcej takich wspaniałych kolekcji.
J.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz